4/17/2018 0

Matka nastolatka, czyli jak nie zwariować, gdy zaczyna się buntować.

  Od kilku dni jestem dumną matką nastolatka.
 Pierwsze 'naście' i (nie)pierwsze pierepałki wystawiające na próbę moją cierpliwość. 


  
Dojrzewanie ma swoje prawa i żeby nie wejść na wojenną ścieżkę z synem,
 opracowałam trzypunktowe zestawienie, które ma ułatwić mi kontakt z Młodym, zrozumieć Jego nast-potrzeby i zapewnić Mu bezpieczeństwo.
Chciałabym nadal uczestniczyć w Jego życiu i pomóc Mu w odnalezieniu swojego miejsca w świecie:)



1. Zaufanie i przyjaźń.

Zaufanie to bardzo istotny aspekt w relacji z dzieckiem (niezależnie od wieku), którego nie wypracujemy z dnia na dzień. Uważam, iż na zaufanie dziecka trzeba sobie zasłużyć i pielęgnować ten cenny, delikatny dar. 
Rodzic-przyjaciel to dobry słuchacz i rozmówca, który wysłucha, wesprze dobrym słowem, doradzi i żaden temat, nie będzie tematem tabu.
Rodzic-przyjaciel to ktoś, kto pomimo braku czasu, zawsze ten czas znajdzie.
Rodzic-przyjaciel nie prawi kazań i uwzględnia zdanie dziecka. 
Rodzic-przyjaciel szanuje prywatność swojej pociechy.
Rodzic-przyjaciel to nie zacofany zgred, który wystosowuje tylko zakazy.
Myślę, że jako rodzic-przyjaciel jestem w stanie uchronić moje dziecko przed wieloma niebezpieczeństwami, wesprzeć Młodego w jego wyborach, nawet, gdy mam inne zdanie i towarzyszyć Mu w drodze ku dorosłości.
Pamiętam, przede wszystkim jestem rodzicem, potem przyjacielem:)


2. Zasady i asertywność.

Zasady wpajałam Młodemu, odkąd pamiętam. Na początku w formie zabawy, potem poprzez rozmowę, czasami posiłkując się ilustracjami lub opierając się na własnych doświadczeniach (i tych historii słuchał najchętniej).
Miał pięć lat, gdy sam zaczął chodzić na plac zabaw (oczywiście miałam na ten plac podgląd z okna) i już wiedział, jakie niebezpieczeństwa mogą czyhać na Niego, gdy mnie nie ma w pobliżu. Wytłumaczyłam Mu kim jest pedofil, oczywiście delikatnie, wiedział, że nie wolno Mu rozmawiać z nieznajomymi, ani brać od nikogo cukierków itp. Setki razy odgrywaliśmy scenki typu 'ktoś chce mnie porwać', uczyłam Go takich zachowań, które mogłyby uchronić przed potencjalnym niebezpieczeństwem.
Z czasem pakiet zasad został rozszerzony i przystosowany do Jego wieku i nowych okoliczności. 
Obecnie, oprócz w/w obowiązuje między nami pewnego rodzaju kontrakt. 
Ze swojej strony zobowiązałam się:
- Nie krzyczeć.
- Nie karać (mam na myśli szlabany, kary cielesne nigdy nie wchodziły w grę).
- Nie wchodzić do Jego pokoju bez pukania. 
- Wydłużyć czas na spotkania z kolegami (w tygodniu do 19.30, a w weekend do 20.00).
 On zaś:
- Informować mnie, gdzie i z kim spędza swój wolny czas (poznałam Jego znajomych i mam o nich dobre zdanie).
- Korzystać ze sprzętów tylko, gdy uprzednio odrobi lekcje.
- Sprzątać swój pokój i wynosić śmieci.
- Papierosy, alkohol, narkotyki, wszelkie używki są stanowczo zakazane ( niejako wymusiłam ten punkt), na szczęście Młody stwierdził, że nie jest tak głupi, by samemu się zabijać (oby trwał w tym postanowieniu).
Asertywność u syna zaczęłam dostrzegać, gdy poszedł do szkoły, zaczął dosadnie, ale zarazem spokojnie, komunikować swoje zdanie, szanując przy tym zdanie innych. Zaimponował mi, gdy odmówił namowom rówieśników i zamiast iść na wagary, poszedł na lekcje. Takich sytuacji było więcej. Myślę, że to także kwestia tego, iż mamy dobre relacje i rozmawiamy, dosłownie na każdy temat i ciągle, odruchowo Go przytulam (podobno dzieci często przytulane, są bardziej pewne siebie;).

3. Zorganizowanie i bycie konsekwentnym.

To najtrudniejszy punkt do realizacji w całym zestawieniu, gdyż nie należę do osób zorganizowanych i bywam niekonsekwentna (pracuję nad tym).
 Czas jest zbyt cenny, by go tracić, zatem zaczynam stosować ten punkt, zaczynając od siebie. Moja Teściowa ma rację, twierdząc, iż dzięki dzieciom cały czas się uczymy, dla nich, dzięki nim i od nich.
Pracuję w domu, zatem mam więcej czasu, by skomponować projekt, który ułatwi nam funkcjonowanie i dysponowanie czasem. 
Zaczynam od ustalenia godzin na wspólne posiłki, dostosowując się do schematu lekcyjnego i treningowego Młodego.
Pracuję wtedy, gdy mój syn przebywa w szkole, na zajęciach pozalekcyjnych, na treningu, bądź ze znajomymi tak, by spędzać z Nim więcej czasu.   
W weekendy organizujemy wspólne wyjścia, spacery, wycieczki, czasem urządzamy sobie kino domowe i oczywiście dużo rozmawiamy. 
Wspólne czytanie raz w tygodniu, zazwyczaj jest to czwartek, siadamy na kanapie w salonie, każdy ze swoją książką i uciekamy w świat powieści. 
Nie zawsze jest tak kolorowo, buntuje się, czasami trzaśnie drzwiami, odpysknie bądź udaje, że mnie nie słyszy (to drażni mnie najbardziej).
Biorę kilka głębokich wdechów, milknę i biorę Go 'na przeczekanie', gdy się uspokaja (czasami trwa to nawet dwie godziny), przychodzi, przytula się i naświetla swój problem. Niekiedy problem wydaje się błahy, dla mnie błahy, a dla Niego wręcz przeciwnie, staram się wysłuchać i w miarę możliwości pomóc- doradzić. 
Nigdy nie bagatelizuje problemów mojego dziecka, podchodzę do nich z pewną dozą empatii, wszak sama jakiś czas temu byłam nastolatką.


Konsekwentnie staram się trzymać tych trzech pozycji i wdrażać Młodego w zmiany, które następują.
Kolega Małżonek większość czasu spędza poza granicami naszego kraju, ale jak jest w domu, też się dostosowuje.

Mam nadzieję, że podzielicie się ze mną swoimi sposobami na nast-buntownika:)


















 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2017 shesha pisze